Depresja

Niechęć, apatia, przygnębienie… Kolejne dni wydają się pozbawione sensu. Coraz mniej rzeczy przynosi radość i poczucie spełnienia. Bezsenne noce dłużą się w nieskończoność. W głowie kłębią się myśli… Nieustannie te same. Pytania bez odpowiedzi, problemy bez perspektyw na rozwiązanie. Depresja to choroba, nie słabość!

Tekst: Dexter Wols
Zdjęcia: Paweł Kryza
Korekta i redakcja: Monika Szeszko-Zaborowska

Nie jestem lekarzem ani naukowcem. Wszystko, co piszę poniżej, oparte jest na moich osobistych doświadczeniach. Wiem, jak trudno jest poradzić sobie z depresją i jak bezradni są bliscy w pierwszym etapie tej potwornej choroby.

Jak rozpoznać depresję

Dzisiejsza medycyna dysponuje wieloma narzędziami, które pozwalają niemal bezbłędnie rozpoznać depresję. Wystarczy kilka odpowiednich pytań, jedna rozmowa ze specjalistą, aby z dużym prawdopodobieństwem postawić diagnozę. Kluczowa jest jednak decyzja, aby do specjalisty się zwrócić.

Uwarunkowania kulturowe Polaków i wynikająca z nich mentalność stanowi największą przeszkodę we wczesnym reagowaniu na pojawiające się symptomy choroby. W większości przypadków rodzina, bliscy, przyjaciele nie doceniają powagi sytuacji. Osoby w pierwszej fazie depresji często oceniane są przez otoczenie negatywnie, a ich stan przypisywany jest cechom osobowym lub chwilowym „niedyspozycjom”, takim jak: słaby charakter, lenistwo, zmęczenie czy choćby grypa.

Myślę, że każdy z nas zna samego siebie na tyle dobrze, aby dostrzec anomalie we własnym zachowaniu. Można jednak w pewnym zakresie uśrednić zachowania towarzyszące depresji:

  • brak motywacji do działania,
  • przedłużające się przygnębienie,
  • bezsenność,
  • unikanie kontaktów z ludźmi lub znaczne osłabienie aktywności towarzyskiej,
  • zanik umiejętności wyznaczania celów,
  • niekonsekwencja w realizacji planów i zamierzeń.

Nie należy podchodzić do powyższej listy bezkrytycznie. Jeśli jednak identyfikujesz się przynajmniej z pięcioma powyższymi punktami, to warto zastanowić się, które wynikają z charakteru osobowego, a które ujawniły się na przykład na skutek traumatycznych wydarzeń czy problemów. Zły humor i przygnębienie nie zawsze oznacza depresję.

Rodzaje depresji

Profesjonalna klasyfikacja zaburzeń depresyjnych jest dość skomplikowana i niejednoznaczna. Nie będę się więc zajmować tym zagadnieniem z punktu widzenia nauki, a skupię się na czysto praktycznym podziale, który w pierwszym etapie jest istotny dla osoby dotkniętej tym problemem. Tu warto dokonać podziału na dwa rodzaje depresji ze względu na przyczyny jej powstawania: depresję środowiskową i depresję kliniczną.

Do grupy depresji środowiskowej zaliczyć można wszystkie te zaburzenia, które zostały wywołane lub ujawnione wskutek życiowych doświadczeń, takich jak śmierć osoby bliskiej, ciężka choroba, odejście partnera, utrata pracy, silny stres, trauma itp. Grupa depresji klinicznej to pozostałe przypadki, wynikające z biologicznych uwarunkowań danego człowieka, a nie wywołane przez wydarzenia traumatyczne. Taki podział ułatwia autodiagnozę i pozwala w prosty sposób zrozumieć własny problem.

Jak reagować na pierwsze symptomy

Jeśli dostrzeżesz pierwsze objawy choroby, to z pewnością poradzisz sobie z jej ujarzmieniem. W moim przypadku poskutkowały dwie podstawowe metody. Pierwsza z nich to zwrócenie się o pomoc do psychiatry. Tu warto dodać, że wcześniej korzystałem z sesji u psychologa. Te jednak nie dość, że nie pomogły, to jeszcze odsunęły w czasie podjęcie decyzji o zastosowaniu właściwego leczenia, i z perspektywy czasu wydaje się, że pogłębiły tylko chorobę.

Mój problem zaczął się od poważnych negatywnych czynników środowiskowych. Stosowane przez psychologa techniki oparte na poszukiwaniu przyczyn mojego stanu i pomocy w ich zrozumieniu zupełnie się nie sprawdziły. Początkiem mojego powrotu do zdrowia był cykl wizyt u psychiatry oraz leczenie farmakologiczne lekami z grupy SSRI (leki hamujące selektywnie wychwyt serotoniny). Podkreślam – to był początek bardzo długiej i trudnej drogi.

Świadomość osób bliskich

Gotów jestem zaryzykować stwierdzenie, że czynnikiem niezbędnym do wyleczenia jest wsparcie osób bliskich. Z pozoru wydaje się to oczywiste. Najczęściej jednak w naszym najbliższym otoczeniu spotykamy się z całkowitym niezrozumieniem problemu, a w najlepszym przypadku – z brakiem elementarnej wiedzy na temat postępowania z osobami cierpiącymi na depresję.

Typowe rady, jakie słyszałem od osób z mojego otoczenia:

  • „Weź się w garść”,
  • „Poczytaj książkę”,
  • „Weź się za siebie”,
  • „Ogarnij się”,
  • „Nie zachowuj się jak dziecko”,
  • „Jesteś dorosły”,
  • „Przesadzasz”,
  • „Spotkaj się z kimś”,
  • „Rusz się”.

Każdy, kto choćby otarł się o depresję wie, jaka jest wartość podobnych „rad”. Pozostaje jedynie apel do tych, w których otoczeniu jest ktoś chory: bądźcie wyrozumiali, obserwujcie i postarajcie się zrozumieć. Depresja to choroba – nie fanaberia.

Koszmar leczenia

Pierwsze dni stosowania terapii lekami z grupy SSRI to najczęściej koszmar. Trzeciego dnia byłem przekonany, że mój stan się pogorszył. Gotów byłem przerwać leczenie. Towarzyszące temu wszystkiemu myśli i nastroje były nie do zniesienia. Uważam, że wręcz niebezpiecznie jest rozpoczynać terapię farmakologiczną bez pełnego nadzoru osoby trzeciej, 24 godziny na dobę. Obniżenia nastroju przeplatają się z euforią, bólem głowy i splątaniem. Prowadzenie samochodu w tym stanie jest bezwzględnie zabronione.

Nieznaczna stabilizacja przyszła mniej więcej po dwóch tygodniach. Można powiedzieć, że te 14 dni to czas dochodzenia do poziomu ogólnego, zbliżonego do okresu sprzed rozpoczęcia leczenia. Nie jest to motywujące, lecz warto podkreślić, że był to początek wprawdzie powolnych,  ale jednak pozytywnych zmian. Przez cały okres ponad dwuletniego leczenia, regularnie raz w miesiącu chodziłem na wizyty do psychiatry.

Ważne drobiazgi

Podczas leczenia bardzo ważne jest, aby dbać o systematyczność i punktualność przyjmowania leków. W moim przypadku tylko raz zdarzyła się sytuacja, w której pominąłem dawkę leków. Jest to ogromnie ważne, gdyż każda, nawet kilkunastogodzinna przerwa w przyjmowaniu leków kończy się szeregiem objawów podobnych do tych, jakie pojawiają się w pierwszych dwóch tygodniach leczenia, a jak się potem dowiedziałem, także w chwili odstawienia.

Doświadczyłem też zmiany leku z drogiego, na tańszy zamiennik o „identycznym” składzie. Nie chcę analizować merytorycznie tego problemu, bo znam różne opinie. Radzę jednak, aby nie pozwolić sobie na tego typu doświadczenia. Być może działa tu efekt podobny do placebo i problem pojawia się tylko w psychice, jednak jak by nie patrzeć, depresja to choroba psychiczna. W moim przypadku, w dwa dni po zmianie leku na identyczny, jednak o innej nazwie, sytuacja wróciła niemal do początku, a po powrocie do „mojego” leku, w 48 godziny się unormowała. Systematyczność i „wierność” jednemu lekowi, z mojego punktu widzenia to absolutna podstawa leczenia.

Nie tylko leki

Gdy leki pozwoliły mi przespać się czasami i pojawiły się chwile, w których byłem w stanie podejmować jakiekolwiek działania, zacząłem chodzić na spacery. Z początku krótkie, szybko zamieniły się w wielokilometrowe piesze wycieczki. Wysiłek fizyczny pozwalał mi skupić się na czymś innym niż to, czego doświadczałem przez ostatnie dni, tygodnie, miesiące. Wychodząc na spacer, zawsze wybierałem konkretny kierunek i trasę. Ten z pozoru banalny plan okazał się idealny na miarę moich ówczesnych możliwości. Miałem cel, który osiągałem.

W kolejnych miesiącach szukałem drobnych, małych celów, których osiągnięcie z punktu widzenia osoby zdrowej jest błahe i oczywiste:

  • Wstać o 8.00 rano.
  • Iść na 3 km spacer.
  • Zjeść obiad o 14.00.
  • Wynieść śmieci.
  • Zrobić zakupy.
  • Uprasować koszulę.

Z biegiem czasu przybywało mi sił, a cele stawały się coraz bardziej złożone:

  • Odpisać na korespondencję.
  • Spotkać się ze znajomymi.
  • Zadzwonić do kogoś.
  • Przeczytać książkę.

Na każdym etapie walki i planowania potrzebowałem wsparcia i zrozumienia. Nie byłbym w stanie przejść przez ten proces sam. W ostatniej fazie leczenia, czyli po około 20 miesiącach od jego rozpoczęcia, większość mojego potencjału i mobilizacji skierowałem na aktywność fizyczną i planowanie każdego dnia. Basen, rower, spacery, obiad, dbanie o siebie, prace domowe, praca zawodowa, nauka.

Wyeliminowanie przyczyn

Jeśli u podstaw depresji leżą czynniki środowiskowe, to ich wyeliminowanie jest właściwie podstawą skutecznego leczenia. Nie zawsze jednak da się powrócić do pracy, odzyskać bliską osobę czy postawić na nogi bankrutującą firmę. Wówczas skuteczne może okazać się wsparcie psychologa. Jednak tylko wtedy warto się na nie zdecydować, gdy minie najcięższy etap depresji. Sesje powinny być ukierunkowane na analizę tych czynników środowiskowych, które miały wpływ na wystąpienie choroby. Psycholog pomógł mi zrozumieć i uporządkować problemy oraz określić priorytety. Trzymaliśmy się z dala od poszukiwania przyczyn w przeszłości. Zrozumiałem, że dręczenie się sytuacjami, na które nie mam wpływu, nie pozwoli mi dojść do dobrej kondycji psychicznej, a powrót do zdrowia to warunek konieczny, abym mógł podjąć próbę naprawy swojego życia.

Choć nie jest to łatwe, należy porzucić wszystko, na co nie ma się w danej chwili wpływu, a cały potencjał skierować na walkę o każdy kolejny dzień – aby był lepszy i aby mieć więcej sił do działania. Dopiero wtedy można rozważyć, czy i co należy naprawić.

Efekty „uboczne”

Dla pełnego obrazu warto wspomnieć, że mojej depresji towarzyszyło wiele efektów psychosomatycznych. Alergia, bóle w klatce piersiowej, mięśni, stawów, objawy typowe dla astmy, zawroty i bóle głowy. Wystąpiło też wyraźnie osłabienie widzenia, wzrost masy ciała i ogólnie problemy żołądkowe. Właściwie czułem się jak wrak człowieka. Dosłownie jakbym rozpadał się na kawałki. Z chwilą wyleczenia, właściwie wszystko wróciło do normy sprzed kilku lat.

Odstawienie leków

Nigdy nie rób tego bez całodobowej opieki. Zawsze konsultuj sposób odstawiania leków z lekarzem i trzymaj się harmonogramu w 100%. W okresie występowania objawów odstawienia nie prowadź samochodu i unikaj precyzyjnych czynności, zwłaszcza tych, które mogą mieć niebezpieczne konsekwencje.

Ja odstawiałem leki cztery miesiące. Dawka wyjściowa była stopniowo zmniejszana, aż do całkowitego odstawienia. Ostatnia dawka, jaką przyjmowałem była wielkości 1/8 początkowej – czyli trzy razy  zmniejszałem dawkę przyjmowanego leku o połowę.

Najbardziej uciążliwe były w tym czasie zawroty głowy i nagłe, niespodziewane spadki nastroju. Mając jednak świadomość jak przebiega ten proces, nie były już one tak dotkliwe, jak wcześniej. Pewność, że miną, dodawała mi sił.

Kilka miesięcy po odstawieniu leków moja waga zaczęła wracać do normy, wahania nastroju przeszły do historii, głowa nie boli, widzę wyraźniej.

Moja walka

Z perspektywy czasu wiem, że moja choroba trwało około pięciu lat. Pierwsze dwa lata przetrwałem rozpędem, walcząc z przeciwnościami i niepowodzeniami, wpędzając się w coraz większe problemy. Nieracjonalne decyzje, kardynalne błędy, brak dystansu – wszystko to towarzyszyło mi na co dzień. Gdy wreszcie po około dwóch latach zrozumiałem, że dzieje się ze mną coś złego, było na tyle późno, że mogły pomóc już tylko drastyczne środki.

Zostały zgliszcza, straciłem pracę, mieszkanie, przyjaciół… i kolejne dwa lata z życia. Z tych dwóch lat leczenia pamiętam niewiele. Tylko pojedyncze wydarzenia. Często nie jestem w stanie uporządkować ich chronologicznie. Do dziś zaskakują mnie niektóre efekty mojego postępowania z minionych lat. Dziś jestem już zdrowy. Jestem zdrowym człowiekiem ze sporą ilością problemów. Jednak te, w porównaniu z depresją, są w zasadzie niczym. Najważniejsze, że mam siłę, aby z nimi walczyć.

Depresja

Reklama B1

Zmieniaj świat wspólnie z nami

Dobre dziennikarstwo, wartościowe treści, rzetelne i sprawdzone informacje.
Tworzymy przestrzeń ludzi świadomych.

Wszystkie artykuły dostępne są bezpłatnie.
Abyśmy mogli rozwijać tą stronę, potrzebujemy Twojego wsparcia.